Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

27 kwietnia 2018

„Dobra tylko czysta” – część 2


Rozdział 1: Głęboko ukryte poczucie winy

Miał trzydzieści lat i choć zwykle nie wyglądał na więcej niż ćwierć wieku, to tego wieczoru szarość wstąpiła na jego twarz, uwidaczniając przy tym kilka znaczących zmarszczek. Piotra skutecznie odmłodniał także ubiór. Nawet teraz, po wzięciu letniego prysznica, przywdział czarną koszulkę z motywem Kubusia Puchatka i spodenki w kolorowe kwadraty.
Lepiej się czujesz? – zapytał Szymon, który postanowił zostać na tych kilka chwil, by nie czuć się potem odpowiedzialnym za wypadek kolegi.
Pod prysznicem łatwo się poślizgnąć, a w stanie w jakim był Piotrek nietrudno było nawet o utratę przytomności.
Jak nowo narodzony – skłamał, siląc się na codzienny uśmiech. Obraz przed oczami wciąż mu skakał, jak programy w starym, rozregulowanym odbiorniku telewizyjnym. – Zimno mi po prostu nie służy – dopowiedział, siadając na rozłożonej kanapie obok Szymka. Przytrzymał głowę obiema dłońmi czując jakby zaraz miała mu eksplodować.
Weź jakiś paracetamol w niezalecanej, zbyt dużej dawce, prześpij się i jutro będziesz zdrowy.
Dobrze, ojcze. Może ty byś, Szymek, sobie znalazł jakąś kobitę, zamiast wynajdywać kolejne dzieci do niańczenia?
A kobiety nie trzeba niańczyć? – spytał żartobliwie Szymon, zakładając ciemnogranatową kurtkę, a zaraz potem wciskając zimową czapkę na głowę. – Może tak ty byś znalazł sobie jakąś, którą trzymałbyś dłużej niż do rana? – Wyszedł, nie czekając na odpowiedź.
***
W domu powitała go ciemność, zakłócona słabym światłem telewizora. Na podłodze, wsparta o kanapę, siedziała pięcioletnia Lena z padem od konsoli w dłoniach. Dziecko ubrane było jedynie w spodnie od chłopięcej piżamy i ciepłe skarpety.
Coś ty taka roznegliżowana? – spytał, zdejmując buty stopa o stopę i rozpinając kurtkę. Zanim jednak ją zdjął, to wszedł do pokoju i pochylił się, by musnąć córkę w czoło.
Przeszkadzasz – poskarżyła się i zaczęła odganiać ojca ręką, by móc dalej widzieć jak lexus przemierza tor wyścigowy.
Pytałem, co taka roznegliżowana? – przypomniał, odwieszając ubranie wierzchnie na wieszak.
Co?! – krzyknęła, wykrzywiając przy tym buzię. Była zdenerwowana, bo jej samochód dotarł na metę jako ostatni. Upuściła dżojstik na uda.
Czemu jesteś taka goła? Dlaczego bluzki nie masz?! – dopytywał, jednocześnie idąc w stronę kuchni. Tam z lodówki wyciągnął piwo butelkowe, otworzył je i powrócił do pokoju.
Bo się ulało. – Wskazała palcem na pusty kubek stojący na stole i górę od piżamy leżącą obok niego. Zaczesała ciemne włoski do tyłu, poprawiając przy tym wąską opaskę i ponownie wcisnęła play.
A gdzie dziadek?
Śpi sobie – odpowiedziała szybko i kontynuowała wyścig.
A ty czemu nie śpisz? – Usiadł na kanapie, wygodnie się oparł i głośno westchnął.
Wceśnie jeszcze jest – szepnęła, ale na tyle głośno, by mógł ją usłyszeć.
Spojrzał na zegarek przy DVD. Było wpół do dziesiątej w nocy. Pociągnął spory łyk piwa i wychylił się po drugi z padów od konsoli. Włączył pauzę, a potem zmienił opcję na dwóch graczy. Wybrał samochód – czarne BMW – i rozpoczął wyścig.
Jak wygram, to pójdziesz grzecznie do łóżka – stwierdził.
Nie, nie, nie i nie! Bo ty to zawsze wygrywasz – zbulwersowała się, ale nie przerwała gry. Dobrze wiedziała, że na jednym wyścigu i tak się nie skończy.
Lena miała rację, ich wspólna gra zakończyła się dopiero nad ranem, kiedy nie dała rady pokonać kolejnej trasy w całości, bo sen był silniejszy.
***
Rano Szymon Serafin nawet nie zadawał sobie trudu, by zbudzić córkę, ubrać ją i odprowadzić do przedszkola. W spokoju, w kuchni dopijał kawę i wyczekiwał aż kiełbasy położone na natłuszczonej patelni się zarumienią. Humor tego dnia jakoś nieszczególnie mu dopisywał, choć nie wydarzyło się nic szczególnego. To było tak, jakby przeczuwał, że coś złego dopiero nastąpi. I nastąpiło wraz ze zjawieniem się w kuchni jego ojca.
Zostaniesz dzisiaj z Leną, tato? – zapytał, wstając do patelni, by obrócić kiełbaski na drugą stronę.
Chora jest? – odpowiedział pytaniem na pytanie starszy mężczyzna. Odsunął sobie krzesło i zasiadł przy stole.
Nie, ale śpi. Jak się obudzi, to daj jej coś do jedzenia. Chcesz? – Sięgnął od razu po dwa talerze i ułożył je na krótkim, kuchennym blacie w pobliżu zlewozmywaka.
Coś, czyli co? Mam jej smażyć frytki czy jajecznicę? – odparł z nieuprzejmym wyrazem twarzy.
Przestań, dobrze!? – uniósł się Szymon. – To nie moja wina, że nie umiem gotować.
To chociaż ją puszczaj do miejsca, gdzie serwują normalne posiłki! Skoro już odwaliłem za ciebie robotę i załatwiłem jej miejsce w państwowej placówce, to chyba po coś to zrobiłem, nie? Po to, by tam chodziła.
Jak raz nie pójdzie, to świat się od tego nie zawali.
Jak nie masz czasu na dziecko w dzień, to nie znaczy, że masz sobie z nią pykać w gierki po nocach. Jak sam sobie nie radzisz, to znajdź sobie kogoś do pomocy.
Nie będę się ponownie żenił, tylko po to, by mieć niańkę do dziecka. Zresztą, ty też się ponownie nie ożeniłeś.
Ty byłeś starszy, gdy matka zmarła. Poza tym byłeś chłopcem. Masz córkę, ona potrzebuje jakiegoś wzorca...
Skończ! – warknął. Napiął przy tym większość mięśni, a jedną dłoń zaczął zaciskać w pięść i otwierać, czyniąc to kilkukrotnie.
Uważaj, bo cię posłucham i skończę. Przestanę ci pomagać, a wtedy palcem do dupy nie trafisz.
Szymon odwrócił się do ojca, oparł o szafkę ze zlewozmywakiem i powiedział jedno słowo:
Przestań. – Niedbale wzruszył szerokimi ramionami i zaczął się bawić obrączką wciśniętą na serdeczny palec lewej dłoni.
Gdybyś myślał, to wcale nie potrzebowałbyś mojej pomocy.
Znowu to samo – stwierdził z lekceważącym wyrazem twarzy, ale ze łzami cisnącymi się do oczu.
No bo trzeba być osłem, by na taką pogodę kobiecie dać samochód, gdy miała tydzień prawo jazdy.
Miałem przed nią kluczyki chować!? – Z nerwowością rozpoczął gestykulację rękoma.
Chociaż opony zmienić, tępaku, na zimowe.
W tamtej chwili Szymon uznał, że ojciec przesadził, ale przed wybuchem prawdziwej awantury, powstrzymał obydwóch panów dzwonek do drzwi.
Szymek przekręcił jeden z kurków od kuchenki gazowej i wyłączył ogień palnika pod patelnią. Ruszył w stronę drzwi, po drodze poprawiając rękaw swetra, który zsunął mu się do nadgarstka. Wolał jak rękawy zatrzymywały się w okolicach łokci.
Otworzył i uważnie przyjrzał się obcemu mężczyźnie. Facet wyglądał elegancko. Miał na sobie marynarkę od garnituru, a długi płaszcz przewieszony był przez lewą rękę.
Hola – przywitał się w obcym dla Szymona języku.
Część – odpowiedział, bo jego zdaniem, mniej więcej, to samo powiedział nieznajomy. Wsparł się ramieniem o futrynę.
Hiszpan w kwadratowych okularach, jakby domyślił się, że blondyn go nie rozumie, więc zdecydował się na wypowiedzenie pewnego imienia, ale akcentując je w taki sposób jakby pytał.
Larysa?
Prostytutka?
Nieznajomy lekko przytaknął ruchem głowy.
Drzwi obok. – Szymek zamiast wskazać dłonią, pofatygował się, wyszedł na klatkę i zapukał do dużych, dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do niewielkiego mieszkania.
Zanim kobieta otworzyła, Szymon powrócił do siebie, pozostawiając oczekującego mężczyznę samego. Nie zdecydował się jednak na zjedzenie śniadania. Szybko ubrał buty i zdjął kurtkę z wieszaka. Krzyknął jeszcze ojcu, że wychodzi do pracy i już go nie było.
***
Larysa naprawdę miała na imię Sara, ale w kurewskiej branży wolała używać pseudonimu. Wcale nie chodziło jej o anonimowość, bo przecież ciężko o takową, gdy spraszało się klientów do swojego własnego mieszkania. Na luksusowe hotele jednak stać nielicznych i tak naprawdę uprawianie najstarszego zawodu świata w Hiltonie, to wymysł amerykańskich filmów, do których polska rzeczywistość miała się nijak, a nawet marnie.
Co prawda, niektórzy klienci Larysy woleli spotykać się z nią na pewnym dla siebie gruncie, więc wynajmowali tanie pokoiki w podrzędnych hostelach. Tacy jednak należeli do rzadkości, no i nawet oni przy kolejnym spotkaniu już nie mieli oporów, by przyjść do niej i zaoszczędzić tych kilkadziesiąt złotych.
Sara otworzyła drzwi i bez słowa wpuściła mężczyznę do środka. Dopiero potem przywitała się z nim gorąco i namiętnie, zarzucając mu ręce na szyję i wciskając język głęboko do gardła.
Nie wyglądała jak dziwka. Nie była ani w gorsecie, ani w stringach czy satynowym szlafroku. Ubrana w bluzkę na zamku, rozpiętym tak, by pokazywać duży i jędrny biust. Do tego dżinsy, które opinały jej kształtne pośladki. Tyle wystarczyło, by pobudzić mężczyznę do działania i wprowadzić go do skromnego pokoiku z szerokim, ale jednak nie dwuosobowym łóżkiem.
Javier znał Larysę już wcześniej. Poznali się na jednym z portali, gdzie ogłaszały się kobiety uprawiające prostytucję. Jej ogłoszenie zainteresowało go tylko dlatego, że było napisane w kilku różnych językach, w tym także hiszpańskim. Liczył na rozmowę, dlatego zaczął od spotkania na mieście i kawy. Na jego szczęście dziewczyna nie kłamała i rozumiała w obcym języku. Mówiła w nim nieco kulawo i raczej używała podstawowego, łatwego w wymowie słownictwa, ale i tak czuł się przy niej lepiej, niż czułby się przy takiej, która nie rozumiałaby go wcale.
Tego dnia jednak Lara, jak lubił skracać jej imię, nie miała ochoty na prowadzenie z nim rozmów. Chciała szybko doprowadzić go do dwóch wytrysków, odebrać zapłatę w euro i zatrzasnąć za nim drzwi. Miała ku temu ważny powód, dlatego gdy zapytał czy jest nie w humorze, to odpowiedziała:
No – i zmusiła samą sobie do uśmiechu. – Ir al trabajo – wyjaśniła.
Javier zrozumiał, że Larysa spieszy się do pracy, więc nie naciskał. Po wszystkim ubrał marynarkę, wyjął z niej skórzany portfel i zostawił jeden banknot złożony w pół. Położył go na mlecznobiałej komodzie, przyciskając figurką meksykańskiej, trupiej czaszki. Pożegnał się delikatnym, uprzejmym uśmiechem, zabrał płaszcz i wyszedł.
Dzięki Bogu tak szybko – powiedziała sama do siebie. Oparła się plecami o drzwi. W dłoni trzymała popielato-żółty stanik.
Górną część bielizny założyła wracając do pokoju. Zapięła biustonosz i otworzyła drzwi od dużej, narożnikowej szafy. Przyklękła na jedno kolano.
Dół szafy wyłożony był kołdrą i kocami, w dodatku w rogu świeciła się mała, niebieska, bezprzewodowa lampeczka.
Iwan – szepnęła.
Dotknęła dłonią czoło chłopca. Było rozpalone. Wzięła go na ręce i usiadła na łóżku, sadzając go na swoich kolanach. Jej wzrok na moment utkwiony był w zużytą prezerwatywę, pozostawioną na stole, nieopodal komputera.
Chłopczyk o ciemnych jak heban włosach i skórze jasnej tak bardzo, że przywodziła na myśl alabaster, wyglądał niczym posąg. Jak malutki cherubinek o dużych, czarnych oczach. Długich rzęs mogła mu pozazdrościć niejedna modelka. Podobna rzecz miała się z ustami, pełnymi, w kolorze malin. Jego policzki pokryte były wypiekami spowodowanymi wysoką temperaturą ciała.
Sara ucałowała go w czoło i mocniej do siebie przytuliła. Zdecydowała się ubrać malca w ciepłe, polarowe spodnie, na body założyć mu zielony sweter, a na to wszystko jeszcze czarny kombinezon z motywem uśmiechniętego krokodyla.
Wsadziła dziecko do głębokiego wózka i zapięła śpiwór.
Pojedziemy do lekarza – poinformowała, wciskając do jego buzi dziecięcy smoczek. – Dostaniesz lekarstwa i będziesz zdrowy – dodała jakby z nadzieją, jednocześnie w pośpiechu się ubierając.
Ośmiomiesięczny Iwan jednak już wcale jej nie słuchał. Znowu zamknął oczka. Pociągnął zasmarkanym nosem i zasnął.

4 komentarze:

  1. Rozdział dosyć krótki, twoje wywody były chyba długości połowy rozdziału. :D
    Ale podobało mi się. Nie bawisz się w długie, wymuskane opisy, tylko na tyle rzeczowe, by można było coś sobie wyobrazić.
    To przykre, jak zginęła żona Szymka. Pewnie on sam obarcza się winą, a gorzkie słowa ojca niczego nie ułatwiają.
    Postać Larysy, czy też Sary mnie zaciekawiła. No i czekam na pociągnięcie tego wątku z martwą kobietą.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię się czasami wywodzić. Wolałem od razu postawić sprawę jasno, że piszę dla zabawy swojej i innych, by nie ściągać tutaj ludzi co mają się za profesjonalistów językowych i od tekstu publikowanego w internecie wymagają jakby był profesjonalnym tworem jakiegoś znanego pisarza.
      Opisów faktycznie nie będzie dużo. Opowiadanie ma być zwięzłe, takie stricte kryminalne.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Iwan... wyszukane imię. Gdyby było pisane przez V to chyba bym pomyślał, że masz hiszpańskie korzenie, ale że jest przez W, to kojarzy mi się bardziej z Rosją, Ukrainą i tamtymi stronami.
    Podoba mi się w twoim opowiadaniu motyw samotnego, ale nieprzykładnego ojca. Ja sam chyba nigdy nie zasiadłbym z dzieckiem do konsoli o tak późnej porze, mam swoje zasady i wydaje mi się, że Szymon też je ma, albo dopiero ich nabierze. Nie wiem tak naprawdę od kiedy on jest z Lenką sam... kiedy jego żona zmarła i bardzo mnie to ciekawi. Widać, że ten temat jest ciągle dla niego czymś mocno bolesnym.
    Rozumiem też ojca samotnego ojca. Jest starszy, więcej przeżył, jego historia zdaje się być podobna i to pewnie dlatego się tak mądrzy, by ustrzec syna przed błędami jakie sam popełnił i na jakie sam był narażony. Jednak wypominanie Szymkowi, że żona zmarła przez niego, było czymś na wzór ciosu poniżej pasa.
    Nie wiem co myśleć o Sarze. Zastanawiam się co pchnęło ją do tego, by zarabiać w taki sposób. Nie chcę jej na chwilę obecną oceniać, bo być może to samotna kobieta, bez pomocy z żadnej strony, na dodatek z małym dzieckiem. W takiej sytuacji trudno znaleźć prace, która pozwoliłaby opłacić rachunki i utrzymać dwie osoby. Na dodatek jeśli mały choruje, to pracodawcy nie rozumieją takich zwolnień, na umowę zlecenie są nawet bezpłatne, a przedszkole czy żłobek też chorego dziecka od matki nie przyjmie i się nim nie zajmie. Być może Lara jest więc w patowej sytuacji, takiej bez lepszego wyjścia. Nie wiem jednak jak jest, więc jeszcze nie mogę stwierdzić czy jest mi jej szkoda, czy mam ochotę na nią nawrzeszczeć.
    Mam nadzieję, że maluch wyzdrowieje i będzie się miał dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam ma imię nietypowe, przynajmniej większość spotykanych ludzi tak uważa. Jednym się podoba, innych drażni. Tak naprawdę wybierając imię dla jeszcze niepoczętego syna miałem w nosie co kto o tym uważa. Miało się podobać rodzicom, nie krzywdzić dziecka i tyle - takie było nasze nastawienie.
      Nie, nie mam hiszpańskich korzeni, aczkolwiek mam rodzinę w Hiszpanii.
      Szymon ma inne zasady niż ty. Cechuje go pewna otwartość, liberalizm. Czasami ma to zalety, często jest negatywem. W każdym razie do idealnego ojca jest mu bardzo daleko.
      Faktycznie, ojciec Szymona ma dobre chęci, ale niekoniecznie w dobry sposób wykłada swoje racje. Tak ma większość ludzi. Radząc coś przyjaciołom, dziewczynie, żonie, dzieciom, chcemy dobrze, ale często wychodzi to tak, jakbyśmy ich tymi radami krzywdzili wypowiadając o kilka słów za dużo.
      Faktycznie, Sara jest nieco w patowej sytuacji, ale jej życiorys jeszcze zostanie w tym opowiadaniu przybliżony. Ja nie stworzyłem jej po nic. Po coś ją też uczyniłem sąsiadką akurat Szymona, a nie Piotra.
      Iwan wyzdrowieje, to akurat pewne. Aż tak szybko żadnej z postaci nie ukrzywdzę. Chcę dać najpierw czytelnikom czas do poznania ich.

      Usuń